Traktat z Radnot spełnia w opinii publicznej rolę podobną do rzekomego przewidzenia rozbiorów przez Jana Kazimierza. Zarówno jego wypowiedź z sejmu abdykacyjnego 1668 r., jak i układ podpisany w Siedmiogrodzie w 1656 r., przekonują wiele osób, że upadek państwa pod koniec XVIII w. był nie tylko nieunikniony, ale wręcz mógł nastąpić dużo wcześniej.
Takie wnioski są bardzo naciągane, a jak wykazali historycy, nie mają poparcia w realiach epoki. Wydarzenia te nawet nie spełniają kryteriów, jakie z góry implikują im nieobeznani z tematyką komentatorzy, w tym - przeciętny odbiorca. W tekście tym zajmę się postanowieniami terytorialnymi traktatu z Radnot.
Istnieje utarte przekonanie, że układ zawarty w Radnot w 1656 r. stanowił tzw. „I akt rozbiorów Polski”. Nieścisłości tej nazwy nie trzeba nawet komentować. Problem takiej wizji polega jednak nie tylko na braku precyzyjności, lecz także na niezgodności z faktami. Powszechnie uważa się, że sygnatariuszami układu było wiele stron - prawie wszyscy agresorzy, którzy w tamtym czasie wystąpili przeciwko Rzeczpospolitej, z wyłączeniem Chanatu Krymskiego i Moskwy. Podaje się zatem grono Szwecji, elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhema, księcia siedmiogrodzkiego Jerzego II Rakoczego, Bohdana Chmielnickiego, włączając jeszcze Bogusława Radziwiłła, który sprzyjał wymienionym, kontynuując drogę naznaczoną wcześniej przez kuzyna – Janusza. Ciąg ten pojawia się na wielu portalach. Obecny jest także w popularnych ujęciach historycznych.
Jak możemy jednak wyczytać w artykule dr. Karola Żojdzia „Traktat z Radnot i udział Bogusława Radziwiłła w planach podziału Rzeczypospolitej”, nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Autor wykazał, że układ był zawarty wyłącznie między Szwedami, szukającymi sojuszników w walce przeciw Rzeczpospolitej, a księciem Siedmiogrodzkim, który pożądliwie myślał o uszczknięciu czegoś z ziem osłabionego sąsiada. Dokument niewątpliwie świadczy o przekonaniu najeźdźców z północy o konieczności sformowania szerokiej koalicji, tak aby zabezpieczyć swoje nabytki i zmniejszyć koszty prowadzenia kampanii wojennych. Jerzy Rakoczy dostrzegał natomiast, że potrzebuje zapewnić sobie bezpieczeństwo, aby nie naruszyć cudzej strefy interesów. Nie narazić się silniejszym Szwedom, biorąc udział w ewentualnym dzieleniu zysków. Są to jednak jedyni sygnatariusze traktatu. Pozostałe strony miały w nim jedynie zabezpieczone interesy. W tym jedne bardzo konkretnie, a inne jedynie szablonowo.
Układ zakładał wypełnienie, w stosunku do elektora, wcześniejszego porozumienia zawartego w Libawie. Przeznaczał mu zatem województwa poznańskie, kaliskie, sieradzkie, łęczyckie, ziemię wieluńską oraz zapewne Warmię, która mimo, że pominięta w tamtym ujęciu, od samego początku konfliktu występowała w rozmowach jako przeznaczona Brandenburgii. Terytoria te są bardzo spójne geograficznie. Ciężko mieć co do nich jakiekolwiek wątpliwości. Na mapie zaznaczyłem je kolorem fioletowym.
Następną stroną o określonych nabytkach była Szwecja. Do niej miały należeć Prusy Królewskie (woj. pomorskie i zapewne woj. malborskie) i Kujawy (woj. chełmińskie, inowrocławskie i brzesko-kujawskie). Na Litwie zaś Żmudź oraz powiaty kowieński, upicki, brasławski i wołkowyski. Karol Żojdź wskazuje jednak, że najprawdopodobniej zaszła tutaj pomyłka. Na mapie powstałaby w takim wypadku nienaturalna luka na powiat wiłkomirski. Ten, o którym jest mowa, został podany w łacinie, z czego mogło wynikać nieporozumienie. Leży on w województwie nowogródzkim, zarezerwowanym dla Bogusława Radziwiłła. Uznałem tę uwagę za jak najbardziej uzasadnioną, nanosząc dane na mapę już w wersji ją uwzględniającą (barwa błękitna). Zaznaczyłem także fragment niewspomnianego w traktacie powiatu trockiego. W innym wypadku ziemie szwedzkie w Koronie i na Litwie nie były be ze sobą połączone, co wydaje się mało prawdopodobne.
Więcej wątpliwości nasuwa się przy precyzowaniu dalszych granic. Niejasne jest, jak daleko miałby się wysuwać w głąb Litwy pas terenu wydzielony z woj. połockiego i witebskiego. Traktat miał mówić o obszarze Dźwiny. Stąd pozostawienie przeze mnie marginesu błędu w tym miejscu.
Karol Żojdź pisze także o pasie terytorialnym szerokości 2 mil (ok. 15 km) wydzielonym z województw mazowieckiego i płockiego na północy, a także wzdłuż rzeki Bug, w stronę Warszawy, zapewne od strony woj. podlaskiego. W literaturze często powtarza się także przeznaczenie północnego Mazowsza Szwecji. Sprawa ta jest jednak niejasna, zwłaszcza że Podlasie zostało wprawdzie wymienione jako w całości przyznane Szwedom, zastrzeżono jednak, że będzie koniecznym ustalenie tam granicy w przyszłości. Powodem były pretensje zarówno Rakoczego, Bogusława jak i Kozaków. Przypomnijmy, że Radziwiłłowie posiadali w tym województwie dobra. Traktat gwarantował eks-koniuszemu zachowanie wszystkich z nich, o ile były w dziedzicznym posiadaniu. Wydaje się to jednak być wprost sprzecznym z nakreślonym wcześniej podziałem. Bogusław rozmawiał także z posłami szwedzkimi o ewentualnym przyznaniem mu Brześcia Litewskiego. Sam traktat, tak jak wspomniałem, zabezpieczał mu jedynie woj. nowogródzkie oraz, w enigmatyczny sposób, dobra dziedziczne. Na mapie starałem się ująć to kolorem zielonym, zabarwiając także te spośród jego posiadłości, które nie stanowiłyby jednostek eksterytorialnych.
Ziemie, takie jak Kurlandia i Semigalia, stanowiące księstwo lenne Rzeczpospolitej, ale także tzw. Inflany Polskie, zostały przewidziane nie jako bezpośredni nabytek Szwecji, ale jako jej strefa wpływów.
Moim zdaniem, umieszczenie tutaj tej ostatniej, podobnie jak niejasne określenie ziem w północnej części Wielkiego Księstwa Litewskiego, spowodowane było problemami w tamtym rejonie z Moskwą. Ta, nie dość, że rościła sobie do nich prawa, to popierała je argumentem siły. Umiejscowienie natomiast ziem lenna kurlandzkiego, podobnie jak próby utworzenia na Mazowszu pomniejszych księstewek, świadczyło zapewne o chęci przeznaczenia ich na zabezpieczenie członków rodziny królewskiej. Ze względu na to, obszar wpływów (kolor granatowy) ograniczyłem do ziem księstwa oraz Inflant, chociaż, być może te także należałoby rozgraniczyć. Włączyłem natomiast tę część Kurlandii, która leżała w administracji Rzeczpospolitej, m.in. Piltyń, bezpośrednio do Szwecji.
Największy problem pojawił się z naniesieniem ziem przeznaczonych Kozakom. Traktat mówi jedynie, że wszystkie tereny, które nie zostały zagwarantowane Szwedom, Brandenburgii, albo Bogusławowi, będą przypadać Jerzemu Rakoczemu jako królowi Polskiemu. Naturalnym wydaje mi się zaznaczenie kolorem czerwonym pozostałych województw koronnych. Układ jednak ogranicza ewentualne nabytki przez zaspokojenie żądań kozackich. Kolor żółty naniosłem zatem na te województwa na Ukrainie, o których mowa była w traktacie zborowskim z 1649 r. Późniejszy układ z Białej Cerkwi, ograniczający te ziemie do samej Kijowszczyzny, został zerwany, więc nie brałem go pod uwagę. W ten sam sposób (zamalowując) potraktowałem Wołyń. Co prawda ograniczenie zasięgu Jerzego Rakoczego do ziem koronnych, z powodu nazwania go przyszłym królem polskim (a zatem nie dodając tytułu Wielkiego Księcia Litewskiego), nie jest przekonujące, gdyż strony właściwie dzieliły skórę na niedźwiedziu, nie musząc stosować się do granic administracyjnych Rzeczpospolitej, ale w innych miejscach generalnie przestrzegali tej zasady. Jakąś regułę przyjąć musiałem, aby stworzyć poglądową mapę. Warto zaznaczyć także, że Kozacy mogli w przyszłych negocjacjach wychodzić z pozycji siły, ze względu na swój stan posiadania oraz sojusz z Państwem Moskiewskim. Nie był to jednak układ równego z równym. Z problemów tych oraz milczenia traktatu z Radnot, musiałem spore tereny zaznaczyć jako trudne do określenia, a i tak zapewne należało by je jeszcze przesunąć.
Układ z Radnot, wbrew temu co się niekiedy sugeruje, nie przeznaczał Litwy Moskwie, z czego wynika nienaniesienie kolejnego koloru na mapę, a także sugestywne zatarcie granic między tymi państwami. Traktat jedynie nieśmiało przesuwał przyszły stan posiadania Szwecji na wschód.
Stworzenie tej mapy nie zostało pokierowane chęcią do zabawy w historię alternatywną albo wskazania jej analogii do rozbiorów. Wręcz przeciwnie. Chciałem wykazać, że jego postanowienia nie były jasnym planem na ziemie Rzeczpospolitej, a jedynie podzieleniem się wpływami przez dwie ze stron, uwzględniając to, z czego trzeba będzie zrezygnować. Mimo, że ze Szwedami i Rakoczym Kozacy, Bogusław Radziwiłł i elektor brandenburski pozostawali w stałym kontakcie a nawet współpracy, nie byli oni jednak sygnatariuszami tego dokumentu. Mnogość niejasności, odkładanie części negocjacji na później, brak konkretności w wielu miejscach, a także pojawiające się pomyłki i niedopatrzenia, świadczą o tym, że nie był to ostateczny plan do wprowadzenia w życie, a jedynie szkic, stanowiący właściwie próbę podzielenia skóry na niedźwiedziu. Część z wymienianych ziem znajdowała się pod kontrolą sojuszników, ale spora ich ilość pozostawała jeszcze nieopanowana, albo była w posiadaniu strony trzeciej, o której nie ma mowy w traktacie. Spory odsetek jego postanowień podlegał więc nie tylko weryfikacji negocjacyjnej, lecz także faktycznej. Pozostawały także ziemie, co do których absolutnie nie dało się porozumieć. Do Podlasia pretensje rościli Szwedzi, Bogusław Radziwiłł, Jerzy II Rakoczy, ale także Kozacy.
Kiedy przyjrzymy się mapie, zwrócimy uwagę na jeszcze jedną kwestię. O ile ziemie przyznane Szwedom czy Brandenburgii są dosyć jasno określone, to Jerzy Rakoczy, wkraczając na teren Rzeczpospolitej, nie mógł być pewny prawie żadnej z przyszłych granic. Negocjacje odłożono na później, przyznając mu jedynie, w enigmatyczny sposób, tytuł polskiego króla. To on był jednak stroną w negocjacjach w Radnot, a nie elektor czy eks-koniuszy. Zapewne świadczy to o tym, że Szwedzi nie traktowali do końca poważnie swojego nowego sojusznika. Zależało im na wciągnięciu go do działań przeciwko Rzeczpospolitej, nęcąc niejasno określonymi nabytkami terytorialnymi oraz koroną. Wydaje się, że traktat mógł być właściwie wymuszeniem na przyszłym sąsiedzie potwierdzenia nabytków Szwedzkich, wyłączając je z pretensji przyszłego króla Polski. Gdyby był to rzeczywiście traktat rozbiorowy, to dlaczego nie włączono w obrady pozostałych stron, z którymi pozostawano w stałych kontaktach? Układ ten należy rozumieć jako porozumienie wyłącznie szwedzko-siedmiogrodzkie, uwzględniające interesy Brandenburgii, Bogusława Radziwiłła i Kozaków.
Winę za rozszerzanie grona sygnatariuszy traktatu z Radnot w powszechnej świadomości ponoszą jednak historycy. Wielu z nich bezkrytycznie powtarzało to niepoparte w faktami zdanie. Możemy je znaleźć np. w podręczniku akademickim Mariusza Markiewicza. Węższe syntezy epoki zazwyczaj nie wspominają o całym wydarzeniu, a te bardziej rozbudowane — często pozostają mało konkretne, chociaż nie zawsze błędne. Da się je zatem niestety błędnie zrozumieć. Należy podkreślić zasługę Karola Żojdzia, którego artykuł podany w bibliografii bardzo dobrze rozbija ten mit. Jego interpretacją posłużyłem się przy konstrukcji zamieszczonej wyżej mapki.
K. Żojdź, „Traktat z Radnot i udział Bogusława Radziwiłła w planach podziału Rzeczypospolitej”, Studia historyczno-wojskowe 5 (2015), ss. 176–194.
Informacje o traktacie w popularnych syntezach/podręcznikach: