Wbrew popularnemu jeszcze niedawno mitowi, według którego na ziemiach polskich nie dochodziło do buntów chłopskich, stosunki na wsi nowożytnej bywały niekiedy bardzo ostre. O szeregu ekscesów, określanych w źródłach jako „bunty” dowiadujemy się m.in. z akt referendarii. Był to sąd królewski, do którego sprawy mogli składać mieszkańcy należących do monarchy starostw. Chłopi skarżyli się na starostów wymagających więcej, niż przewidywała umowa. Starostowie — na chłopów, którzy nie chcieli tych warunków dopełnić.
Żeby było jasne, należy dopowiedzieć, na czym polegała relacja między chłopami a starostami. Otóż były to królewszczyzny. A zatem ostatecznym właścicielem — tzw. panem dominialnym — pozostawał król. Starosta był tenutariuszem czyli właściwie dzierżawcą. Po potrąceniu części dla króla dochody ze starostwa (na które składał się najczęściej folwark, powinności uiszczane przez chłopów czasem dodatkowo zwiększane poprzez różne monopole) trafiały do jego kieszeni. Nie był on jednak dziedzicznym właścicielem dóbr, więc poza sytuacjami, w których król zgadzał się na przekazanie starostwa wskazanemu przez poprzedniego dzierżawcę np. jego potomkom, nie musiało mu zależeć na utrzymaniu kompleksu w dobrym stanie. Wręcz przeciwnie, niektórzy tenutariusze, licząc się z czasowym charakterem ich dzierżawy, starali się maksymalnie wyeksploatować powierzonych im poddanych.
Bezpiecznikiem w takich sytuacjach był król, który zachowywał kompetencje sądownicze względem królewszczyzn — właśnie rzeczoną referendarię, czyli podlegający mu sąd prowadzony przez referendarzy. Chłopi uważali, że skoro są poddanymi monarchy, to znaczy, że mogą liczyć na jego opiekę. Nierzadko jednak się musieli na niej zawieźć. Chociaż znaczna część wyroków komisji i sądów oznaczała dla chłopów zwycięstwo lub kompromis, czasem urzędnicy legalizowali ucisk ze strony wpływowego dzierżawcy, nie chcąc np. zadrażniać jego relacji z królem.
Tak więc uogólniając, można wskazać dwie cechy starostw, które znacząco wpływały na kondycję chłopów w królewszczyznach:
Ok. Skoro już to wiemy, to teraz możemy przejść do zarzewi większości konfliktów między dworem a wsią w królewszczyzną, a mianowicie do podnoszenia powinności chłopskich. Wyżej wspomniałem, że były one określone „umową”. W praktyce mógł to być przywilej lokacyjny, lustracja majątku, wydany wcześniej wyrok referendarii czy prawo zwyczajowe, którego bynajmniej nie należy traktować jako formy uznaniowej. Jej strażnikiem była gromada (wspólnota gospodarzy chłopskich), z których wolą pan musiał się liczyć.
W tym miejscu może zrodzić się pytanie. Skoro powinności regulowały często spisane dokumenty, a nadużycia warunków trzeba było dochodzić poprzez składanie pisemnych skarg, to jakim cudem radzili sobie w tym systemie niepiśmienni przecież chłopi?
Odpowiedź brzmi: na tyle, na ile wiemy, to całkiem nieźle. Mimo że analfabeci, chłopi doskonale wiedzieli, w którym miejscu w dokumencie jest napisane, ile groszy powinni oddawać czynszu, ile dniówek odpracowywać itd. Znamy przypadki zachowywania przez chłopów tekstów ważnych dla nich dokumentów. Pół-żartem można powiedzieć wręcz, że chłopi byli do swoich przywilejów przywiązani nie mniej niż panowie szlachta.
Z drugiej strony możemy także uchwycić ludzi, którzy za odpowiednią opłatą (a gromada z reguły miała na ten cel odłożone pieniądze) byli chętni oddać posługi rolnikom. Pamiętacie scenę z Kosa, w której kolejka plebejuszy ustawiona była przy piśmiennym osobniku niczym przy radiotelegrafiście? Skonfliktowani z chłopami właściciele ziemscy widzieli w takich ludziach (no może niekoniecznie siedzących przy stoliku na środku wsi) „podżegaczy”. Czasem byli to mieszczanie, a czasem — szukający zarobku szlachcice, którzy wbrew „interesowi stanowemu” dopomagali chłopom w walce z panami.
Sposobów na zwiększenie dochodów dworu kosztem poddanych było wiele. Najczęściej polegało to na naciąganiu ustalonych warunków. Chodziło o to, żeby teoretycznie wszystko było zgodne z literą prawa, ale jednak odebrać coś chłopom. I tak na przykład, nie zwiększając wymiarów powinności, zamieniano ich ziemię na gorszą. Albo przekonywano ich, że mają zgodnie z przywilejem odrabiać 4 dni pańszczyzny, ale od teraz chodzi o pańszczyznę ciągłą, czyli ze zwierzętami. Jeżeli chcą pozostać przy piszej, to mają oddać 8 dniówek. Dorzucano chłopom dodatkowe powinności, powołując się na zwyczaje w ziemiach sąsiednich albo wymuszano różne monopole. Często próbowano też zmienić sposób rozliczenia na mniej korzystny dla poddanych. Zamiast „płaskich” miarek zbóż zmuszano ich do liczenia „z górką”, a w ramach pańszczyzny zamiast zwykłych roboczo-dni, przy których chłopi mogli wykonywać pracę opieszale, zmuszano ich do wypełniania „norm produkcyjnych”. Próbowano zwiększać ich produktowność zakazując młócenia w rękawicach, albo zgoła uciekając się do przemocy itd. itd.
Takie działania dzierżawców nie musiały być zresztą wymierzone w dochody chłopskie. Oczywiście ubożenie poddanych królewszczyzn uderzało wprost w dochody królewskie, ale starostowie mieli także metody, by nie podpadając zbytnio gromadzie, oskubać tym razem monarchę. Wykorzystywali mianowicie dniówki chłopskie nie w folwarku królewskim, ale swoim własnym (odległość była decydująca — jeżeli folwark prywatny był dalej, to było to uciążliwe, a znamy przypadki zatrzymywania daleko mieszkających chłopów we dworze na noc, żeby „nie marnowali” czasu na podróż).
Na fali tzw. zwrotu ludowego o oporze chłopskim pisze i mówi się ostatnio sporo, ale mnie czegoś w tej dyskusji brakuje. Chłop w tych narracjach zazwyczaj wygląda na bezbronną ofiarę pańskiej przemocy, która jak już się buntuje, to albo ukrycie — leniąc się podczas pracy, albo pod osłoną nocy podpalając zabudowania dworskie. Inną opcją są wielkie krwawe seanse pornograficznej przemocy wykonywane przez anonimową masę ludu. Tak brzmi wizja hajdamaczyzny, rabacji galicyjskiej, a na mniejszym metrażu — scena z karczmy w Kosie.
Bynajmniej nie chodzi mi o poszukiwanie bohaterów ludowego oporu, jak czyniono to w epoce stalinizmu, żeby wskazać wybitne jednostki, jak Chmielnicki, Janosik czy Napierski, które niczym Lenin przynoszą ludowi zaczyn rewolucji.
Chodzi mi po prostu o opór otwarty, ale całkiem codzienny. Moment, w którym chłopi mówią otwarcie panu „nie” — i są gotowi swoją asertywność wyegzekwować. Czasem wygrywają, dużo częściej przegrywają, ale nie są to akcje „małego sabotażu” czy „pornograficznej pasji”, tylko niezwykle twardej negocjacji, przeradzającej się w walkę o swoje interesy.
Formy oporu chłopskiego poznajemy ze wspomnianych skarg starostów. Pozywali oni poddanych o odmawianie wykonywania powinności (czasem ciężko stwierdzić, czy chodzi o powinności prawidłowe czy nadmiarowe), przeganianie i przemoc wobec urzędników dworskich. Czegoś takiego jest masa, ale nie miejsce opisywać je wszystkie w krótkiej notce. Chciałbym natomiast podzielić się z Wami dosłownie dwoma przypadkami ze starostwa brańskiego na podlasiu, które opracował historyk Bohdan Baranowski.
Pod koniec XVIII w. starosta zabronił chłopom korzystać z lasu, który wcześniej pozostawał pod pewnymi warunkami do ich dyspozycji. Mieszkańcy wsi urządzili najazd, przepędzili urzędników dworskich, wyrąbali potrzebny im surowiec i wrócili do domów.
Mój ulubiony przypadek, to kiedy chłopi ze wsi Oleksina urządzili w 1645 r. własną „pomiarę włóczną”. Starosta domagał się od gromady powinności z 72 włók. Problem polegał na tym, że część gruntów to były nienadające się do uprawy bagna. Poddani zatem zaorali wszystkie miedze, na własną modę podzielili swoje grunty. Posłuchajcie sami [przypisy moje]:
„powinności [...] według dawnych [...] dekretów [...] postanowione częścią zrzucili, częścią umniejszyli, miedze wszystkie na wszystkich polach wyorali i swawolnie włók [70] i [2] tylko na 63 prywatnie rozdzielili i rozebrali, których intratę [tj. przychód] i powinności [...] dzierżawcy należące sobie przywłaszczyli i teraz oddawać ich zbuntowawszy się nie chcą, owszem gdy się im tego [...] dzierżawca upominać każe, zuchwale na tych, którzy się upominają, następują; kupy armatnie [tj. z bronią palną] i insze wielencyje [tj. krzywdy, przemoc] czynią”
Co ciekawe, władza ostatecznie uznała de facto tę „reformę”, bowiem po wojnach połowy XVII w., które znacząco zdewastowały te tereny, wieś była rozliczana właśnie według 63-włócznej stawki.
Tak więc opór chłopów nie musiał wcale być albo beznadziejny, albo skryty. Chłopi byli w stanie sięgnąć po swoje. Walczyć o swoje interesy zarówno na drodze sądowej, jak i uciekając się do przemocy.
Baranowski, B. (1953) ‘Walka klasowa chłopów ze starostwa brańskiego na Podlasiu (w XVII–XVIII)’, Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych, 15, s. 77–110.
Bieniarzówna, J. (1953) Walka chłopów w kasztelanii krakowskiej. Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
Ćwiek, Z. (1966) Z dziejów wsi koronnej XVII wieku. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Doŭnar, A. (2019) ‘Położenie społeczne bojarów putnych i pancernych województwa połockiego w Wielkim Księstwie Litewskim w świetle źródeł z połowy XVIII wieku’, w Chłopi na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej do czasów uwłaszczenia. Red. Michaluk, D., Ciechanowiec–Warszawa: Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu Instytucja Kultury Województwa Podlaskiego, s. 117–31.
Rauszer, M. (2021) Siła podporządkowanych. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Romaniuk, Z. (1997) ‘Straty na Podlasiu w czasie “potopu” na przykładzie starostwa brańskiego’, Białostocczyzna, 45(1), s. 46–63.
Wiślicz, T. (2019) ‘Rebelie chłopskie na ziemiach polskich od statutu toruńskiego do rabacji galicyjskiej: podstawowe zagadnienia badawcze i interpretacyjne’, w Chłopi na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej do czasów uwłaszczenia. Red. Michaluk, D. Ciechanowiec-Warszawa: Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu Instytucja Kultury Województwa Podlaskiego, s. 287–300.