Nie da się ukryć, że trochę spóźniamy się z tym tekstem. Debata publiczna o wpływie epidemii na demografię już dawno ucichła. Jedni prognozowali spadek aktywności seksualnej przez np. konflikty rodzinne spowodowane zbyt długim przebywaniem razem czy obawę przed fizycznym kontaktem. Drudzy — wzrost — z powodu dodatkowego wolnego czasu.
My zamiast przewidywać przyszłość, wolimy rozprawiać o przeszłości. A więc? Jak to było z aktywnością seksualną w czasach epidemii w Rzeczypospolitej?
Na wstępie musimy zaznaczyć, że epidemie w epoce nowożytnej były nieporównywalne do covida. Z jednej strony komunikacja i transport były na dużo niższym poziomie i choroby nie rozprzestrzeniały się tak szybko. Z drugiej — niska była także wiedza biologiczna i medyczna, nie było szczepionek ani świadomości charakterystyki chorób. Dbano, aby cmentarze morowe były poza murami (znamy nawet przypadki napadów na domy, aby zmusić do takiego pochówku), ale powszechną “kuracją” antyzarazową było także gromadzenie się na wspólnych modlitwach. Zapewne mogło to przynieść nadzieję, ale równie prawdopodobnie — bezpośrednie zarażenie.
I my doświadczyliśmy paniki, przynajmniej okresowej, co dopiero mówić o społeczności staropolskiej, która miała chyba tylko przewagę oswojenia. Zarazy i inny kryzysy: wojny, najazdy tatarskie czy głód były, chciałoby się powiedzieć, regularnym doświadczeniem.
W takiej sytuacji — wysoka śmiertelność, widok chorych ciał, lęk przed powietrzem, wzrost religijności w nadziei na boską pomoc, obawa o życie swoje i bliskich — kto by miał ochotę na spółkowanie? Spoiler: dużo ludzi.
A przynajmniej tak sugerują badania wpływu epidemii na aktywność seksualną w nowożytnej Rzeczypospolitej: dla Warszawy, Gdańska i wiejskich parafii małopolskich.
Na pierwszy rzut oka jest zupełnie odwrotnie niż zapowiadaliśmy — w roku wybuchu epidemii widoczny jest spadek liczby urodzeń. Pamiętajmy jednak, że urodzenia następują ok. 9 miesięcy po poczęciu. Spadek liczby urodzeń nie oznacza zatem niższej aktywności seksualnej. Można go tłumaczyć np. zgonami matek, które zaszły w ciążę jeszcze przed pandemią, albo ich ucieczką poza objęty epidemią obszar.
Żeby sprawdzić poziom aktywności seksualnej należy patrzeć na poczęcia. Te uzyskuje się odejmując od dat chrztu 9 miesięcy — metoda problematyczna, gdyż nie zawsze ciąża trwa dokładnie tyle, ale ze względu na krótki okres między urodzeniem a chrztem i przy masowości źródeł dająca wyobrażenie o natężeniu prokreacji.
I faktycznie. Ilość poczęć w czasie zarazy wzrastała. Cezary Kuklo wyniki takie uzyskane dla parafii św. Krzyża w Warszawie w XVIII w., powołując się na doświadczenia francuskich demografów, tłumaczy właśnie wzrostem aktywności seksualnej. Piotr Miodunka w swoim badaniu przychylił się do takiej interpretacji, chociaż na wsiach małopolskich efekt ten nie był aż tak widoczny.
Inne wytłumaczenie przyjął Jan Baszanowski dla Gdańska. Demograf wskazał, że w czasie epidemii wzrastała także liczba małżeństw, w czym dopatrywał się napływu nowych ludzi w w miejsce tych, którzy zmarli. Dorzucenie ich prokreacji około-małżeńskiej do wspólnej puli mogłoby odpowiadać za rzekomy wzrost aktywności seksualnej. Po prostu przybyło prokreujących ludzi. Baszanowski nie odniósł się jednak bezpośrednio do modelu Kukli. Zauważył natomiast pewien problem ze swoim tłumaczeniem — liczba małżeństw wzrastała bowiem często także przed wybuchem epidemii, co trudno byłoby tłumaczyć uzupełnieniem strat “na zaś”. Dorzućmy, że epidemie charakteryzowały się raczej odpływem części mieszkańców. A jeżeli możemy mówić o “uzupełnianiu strat” spowodowanych przez pandemię jeszcze w jej trakcie, to chyba nie powinny mieć one aż tak masowego charakteru, żeby powodować zauważalny wzrost ogólnej liczby poczęć.
Niezależnie od tego, czy za ów wzrost aktywności seksualnej odpowiadała po prostu większa częstotliwość spółkowania, czy też migracja prokreujących ludzi, z badań tych wyłania się obraz daleki od zniechęcenia wobec seksu w obliczu zarazy. Przenoszenie tych wyników na dzisiejszą rzeczywistość pozostaje jednak nieuprawnione. Nie tylko ze względu na różnicę w doświadczeniu epidemii, ale także inny sposób podejmowania decyzji o staraniu się o dziecko.
J. Baszanowski, Przemiany demograficzne w Gdańsku w latach 1601–1846, Gdańsk 1995.
L. Górska, „Rola i działalność kaznodziejów w czasie epidemii dżumy w Gdańsku”, [w:] Dżuma, ospa, cholera. W trzechsetną rocznicę wielkiej epidemii w Gdańsku i na ziemiach Rzeczypospolitej w latach 1708-1711. Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska i Instytut Historii PAN w dniach 21-22 maja 2009 roku, red. E. Kizik, Gdańsk 2012, s. 85–98.
C. Kuklo, Demografia Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, Warszawa 2009.
C. Kuklo, Rodzina w osiemnastowiecznej Warszawie, Białystok 1991.
P. Miodunka, „Kryzysy demograficzne w Małopolsce w końcu XVII i pierwszej połowie XVIII wieku. Zarys problematyki”, Przeszłość Demograficzna Polski 37 (2015), s. 7–37.