A przynajmniej do połowy XVII wieku, kiedy publikowano tzw. antyjezuityki, czyli teksty, które miały skompromitować zakon w oczach społeczeństwa. Uogólniając można stwierdzić, że były one elementem kontrreformacyjnej walki zreformowanego Kościoła katolickiego z wyznaniami protestanckimi, ale żeby nie popaść w ostrą dychotomię, uogólnienie to należałoby nieco rozpakować.
Po pierwsze, traktaty, pamflety i paszkwile nazywane antyjezuitykami były tylko jedną kategorią oręża używanego w tym sporze. Był on toczony także mniej eskalacyjnymi — używając ostatnio modnego języka — metodami: w formie dysput religijnych i korespondencji, w których niekiedy nie brakowało życzliwości. Czasami jednak nie wahano się przed sięgnięciem po ostrą amunicję.
Antyjezuityki nie były zresztą specjalnością polsko-litewską. Najsłynniejszy bodaj przykład literatury tego typu to opublikowane przez Blaise'a Pascala w latach 1656–7 „Prowincjonałki". We Francji między 1610 a 1613 wydano ponad 100 podobnych utworów. W Niemczech od połowy XVI do połowy XIX — 1000. Znaczna część argumentów wytaczanych zakonnikom można także odnaleźć w całej Europie.
Otóż zarzucano jezuitom intrygi, oszustwa, spiski przeciwko władcom (w tym „spisek prochowy” Guy’a Fawkesa), działalność antyspołeczną, żądzę władzy, egoizm korporacyjny, brak patriotyzmu, papizm, a nawet czczenie diabła. Przekonywano, że jezuici to:
„mordercy z zawodu, drapieżne dziki, złodzieje, zdrajcy, węże z gatunku jadowitych, bardziej krwiożercze od Turków”.
Co ciekawe, w oczach pamflecistów europejskich Rzplita stanowiła poligon jezuicki, na którym widać było negatywne przykłady ich działalności. Włączano w to utratę korony szwedzkiej przez Zygmunta III, czy sprowokowanie najazdu osmańskiego w 1620 r. poprzez nakłonienie monarchy do wysłania lisowczyków na pomoc cesarzowi. Do opinii zagranicznej odwoływał się także zażarty przeciwnik jezuitów, Jerzy Zbaraski, który wróżył, że ci niedługo przejmą wszystkie posiadłości szlacheckie, a urodzonych uczynią swoimi poddanymi.
Receptą na jezuicką chorobę było oczywiście wygnanie, które rzekomo było poważnie dyskutowane (był to przecież niezrealizowany postulat rokoszu sandomierskiego). W 1620 roku ukazał się nawet edykt Zygmunta III, który zarządzał realizację takiego scenariusza. Monarcha zarzucał w nim zakonnikom zgubne rady w kwestii polityki zagranicznej, niemoralne bogacenie się i wyniszczanie pozostałych zgromadzeń, a także podburzanie poddanych. Nie trzeba chyba dodawać, że dokument był fałszywką, wyrażającą albo pobożne życzenia, albo kpinę z władcy powszechnie posądzonego o słabość do Societatis Iesu.
W samej Rzplitej także posługiwano się przykładami zagranicznymi. Twierdzono np., że jezuici niczym konkwistadorzy podbijają Amerykę, Afrykę, Azję i Persję uciskając tamtejszą ludność. To oni rzekomo wywołali wojny religijne w Niemczech, Szwajcarii i Niderlandach, nękają Anglię i Szkocję. Udało im się zgładzić królowę tej drugiej, chociaż próbowali otruć także władczynię tej pierwszej. Z bliższych przykładów, niemal sprowokowali wojnę z Rygą, Szwecją i Danią. To z ich winy Stefan Batory odstąpił od Pskowa. W granicach państwa zmącone pozostawili natomiast całą Litwę, Wilno i Kraków.
O ile zarzuty o intrygi i prowokowanie konfliktów pojawiały się w całej Europie, to w Rzplitej nabierały oryginalnego kontekstu nie tylko geograficznego, ale także historycznego. Jezuitów bowiem niekiedy porównywano do innego zaborczego zakonu, który dał się odczuć na tych ziemiach. Mianowicie kolegia i zakony jezuickie porównywano do zamków krzyżackich, za czym szła lawina kontekstów — wygnani z innych państw, z początku wydają się pożyteczni, potem wyciągają swoje chciwe łapska po coraz więcej dóbr, aby stać się zagrożeniem dla całego królestwa, któremu zapobiec może jedynie mobilizacja całego społeczeństwa — także katolików.
A skoro jesteśmy przy mobilizacji katolików, to należałoby zaznaczyć, że przeciwko zakonowi Loyoli w Rzplitej występowali nie tylko protestanci broniący się przed kontrreformacją, ale także ci katolicy, których interesy były zagrożone przez jezuitów, albo reprezentowali inny model konfesji rzymskiej.
Przykładem takiej osoby był Jan Brożek, wybitny matematyk wykładający na Akademii Krakowskiej, której zagrażała alternatywa w postaci szkolnictwa jezuickiego. W jego tekstach, porównywanych jakością do wspomnianych „Prowincjałek” Pascala, także pobrzmiewa atmosfera grozy zmaterializowanej w tumultach w Poznaniu i Krakowie. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą jednak uprawianego przez zakonników modelu edukacyjnego, który był pełen obłudy, nie uczył niczego praktycznego, a służył tylko podporządkowaniu sobie ludzi. Brożek pokazuje, że chociaż nauka w kolegiach jest darmowa, to ten “Gratis” (tak zatytułował jeden ze swoich dialogów) jest jedynie wabikiem, bo w rzeczywistości rodzice zachwyceni umiejętnościami teatralnymi i oratorskimi swoich dzieci wypłacają zakonnikom ogromne sumy.
Najciekawszy bodaj tekst nosi natomiast tytuł „Monita privata” (1614). Ex-jezuita, Hieronim Zahorowski po wydaleniu go z zakonu ułożył go na kształt fałszywych wskazań, które rzekomo miały być wtłaczane jezuitom. Była to dokładna instrukcja, w jaki sposób powinno się wkupiać w łaski monarchów i ludzi możnych. Ulubionymi ofiarami czynił natomiast wdowy, którym miano sączyć niechęć do rodziny i namawiać do przekazywania majątku na zgromadzenie. Cała operacja musiała być przeprowadzona bardzo precyzyjnie. Otóż powinno się zachęcać wdowę do zwiększania swojego majątku, żeby tym więcej na niej skorzystać, ale jednocześnie czynić to z umiarem, aby ofiara przez wzbogacenie nie stała się atrakcyjną kandydatką na żonę. Fałszywa instrukcja nakazywała także zachęcanie wdów do okazywania swoim dzieciom przykrości, bicia ich i poniżania, aby pokrzywdzone przez własną matkę dały się tym łatwiej namówić do zasilenia szeregów przymilających się jezuitów. Obowiązywać jednak miała surowa segregacja. Ludzie chorzy nie byli przyjmowani, a jeżeli zachorowali po przyjęciu — miano ich wydalać, aby nie stanowili ciężaru. Podobnie osoby nieposłuszne albo działające wbrew interesowi zakonu (np. odstręczający niewiasty, czy też okazujący zbytnie przywiązanie do krewnych). Wypędzenie nie powinno jednak być natychmiastowe. Najpierw powinno się regularnie zwiększać rygor dla takiego delikwenta, wykorzystując go do najgorszych posług i nakładając publiczne pokuty.
W takim kontekście dzisiejsze zarzuty o wywołanie rozbiorów nieco bledną.