Diabelskie sztuczki Zygmunta Augusta
2024-02-20
Mateusz Kozielewicz
Niecodzienna i mroczna opowieść zawarta w zapiskach Karla Karlssona Gyllenhielma - nieślubnego syna Karola Sudermańskiego.

"Gdy już noc prawie minęła, koguty zaczęły piać, oni jeszcze leżeli na łóżkach, prowadząc rozmaite rozmowy, gdyż polscy panowie znali dobrze język włoski. Przy tej okazji zaczęli rozmowę o małżeństwie króla Jana z siostrą Zygmunta Augusta, ślub ten zawarty był w Wilnie. Piotr Łaszcz (który wówczas był paziem czyli pokojowym sługą tego króla) opowiedział, że królowi Zygmuntowi Augustowi brakowało wielu rzeczy potrzebnych w czasie uroczystości, zostawionych w Krakowie, wiele setek mil stamtąd, a dzień ślubu nadchodził. Poszedł wtedy ze swoimi mnichami do kościoła św. Stanisława i spowodowali swoimi czytaniami i zaklęciami, że wszystkie te rzeczy znalazły się rano w kościele. Było to dziwne i śmieszne do słuchania. Kiedy jednak obaj szwedzcy jeńcy spytali go, jak sądzi, czy zdarzyło się to za słowem i mocą Boga, czy może inaczej, opowiedział inną straszną historię o takiej treści.

Ten sam król Zygmunt August był panem, który bardzo chciał poznać stan świata, wedle odmian czasu rządzić królestwem i unikać wszelkich szkód i niebezpieczeństw. Przystoi to takiemu potentatowi o ile dzieje się to przez środki chwalebne i prawne, które nie byłyby sprzeczne z Bogiem i naturą. Lecz przez złe porady swoich księży i mnichów skorzystał z diabelskich sztuk. Wziął bowiem nieświadome niemowlęta i rozkazał je ściąć na ołtarzu w swoich papieskich kościołach, a pod nimi kazał położyć hostię, czyli opłatek. Nad nimi księża czy mnisi śpiewali msze i przez jakiś czas czytali swe modły. Potem król spytał te odcięte głowy dzieci o to, co chciał wiedzieć. Tak jak osioł pokarał bezbożnego proroka Balaama, tak również dotknięty został i ten król. Bóg otworzył bowiem usta w głowach zmarłych dzieci, lecz nie na pytanie króla, tylko na prawdę: vim patior, vim patior, vim patior - cierpię z powodu przemocy. Król tak się tym przejął, że uciekł przestraszony. Potem miał już zawsze takie zjawy we śnie i w łożu nocami, wkoło niego pojawiały się małe dzieci oskarżające go. Kiedy już umarł (jak opowiadał ten polski pan), w tym czasie zdarzyło się niezwykłe zjawisko przy Rozewiu, co widział Holenderski szyper płynący do Gdańska z pomyślnym wiatrem. Spotkał tam inny statek, byli na nim tylko czarni ludzie, statek płynął w stronę przeciwną, ale też z dobrym wiatrem. Byli blisko siebie, lecz żaden statek nie stracił wiatru. Holenderski szyper zawołał do drugiego i spytał, ile ziarno kosztuje teraz w Gdańsku. Ten drugi odpowiedział: Wara, wara, z drogi, wieziemy króla Polski do piekła. Była to dla króla niebezpieczna podróż i znaczące ostrzeżenie dla wszystkich bezbożnych tyranów. Niech wierzy kto chce, opowiadał to jednak znamienity pan polski. Poza tym, ci którzy byli więzieni w Polsce, słyszeli wiele podobnych opowieści przekazywanych powszechnie. Niektórzy polscy pisarze chcą to upiększać, jednak mnie raczej skłania to do wiary, gdy się o tym dyskutuje, uczucia bowiem często zmagają się z prawdą, a powszechna opinia najczęściej towarzyszy prawdzie. Porzućmy jednak ten temat, zostawiając osąd Bogu, i wróćmy znowu do podróży jeńców..."

Taką anegdotką dzieli się z nami bękart Karola Sudermańskiego, Karl Karlsson Gyllenhielm, który w toku wojny inflanckiej dostał się do polskiej niewoli i spędził w niej dwanaście długich lat.

Cytat z "Zapiski o latach 1597-1614: o wojnie i niewoli" w tłumaczeniu i opracowaniu Wojciecha Krawczuka, Kraków 2021.