Wybuch powstania Chmielnickiego zastał Rzeczpospolitą w zenicie jej potęgi. 16-letnie spokojne panowanie Władysława IV Wazy zostało zmącone na sam jego koniec, kiedy w kwietniu 1648 r. zbuntowani Kozacy pod wodzą Bohdana Chmielnickiego oraz sprzymierzeni z nimi Tatarzy napadli na wojska koronne nad Żółtymi Wodami. Po pobiciu zgrupowania starosty niżyńskiego Stefana Potockiego buntownicy skierowali swe wojska jego ojca hetmana wielkiego Mikołaja Potockiego oraz jego zastępcy hetmana polnego Marcina Kalinowskiego. Porażka wojsk koronnych pod Korsuniem była ogromnym ciosem, ponieważ siły koronne uległy rozbiciu, a hetmani dostali się do niewoli tatarskiej. Kozacy kontynuowali marsz w głąb Ukrainy, a przeciwstawić się im próbował wojewoda ruski ks. Jeremi Wiśniowiecki. Po zgonie Władysława IV w maju 1648 r. w kraju zapanowało bezkrólewie, a w Warszawie ścierały się odmienne koncepcje pacyfikacji buntu. Stronnictwo pokojowe na czele z kanclerzem wielkim koronnym Jerzym Ossolińskim chciało dogadać się z Kozakami. Wiśniowiecki i Leszczyńscy byli natomiast zwolennikami siłowego rozwiązania problemu. Po rozbiciu wojsk kwarcianych i wzięciu do niewoli hetmanów, sejm pod wypływem Ossolińskiego wyznaczył regimentarzy (dowodzących wojskiem w zastępstwie hetmanów), którzy ponieśli we wrześniu haniebną klęskę pod Piławcami. Wówczas wojska prywatne i suplementowe zbiegły z pola bitwy na wieść o zbliżaniu się Tatarów.
W lutym 1649 r. Chmielnickiego uznano hetmanem wojska zaporoskiego i podpisano zawieszenie broni, które miało trwać do wiosny. W lecie 1649 roku potężna 300 tys. armia kozacko-tatarska obległa Wiśniowieckiego i regimentarzy – Koniecpolskiego, Firleja oraz Lanckorońskiego w Zbarażu. Obrońcy bronili się wytrwale, ale ich sytuacja pogarszała się. Ze Zbaraża do nowego króla – Jana Kazimierza dostali się posłańcy, którzy powiadomili o ciężkiej sytuacji obrońców. Król pociągnął z odsieczą pod Zbaraż, jednak Kozacy i Tatarzy zaskoczyli go pod Zborowem, gdzie omal nie doszło do masakry armii koronnej. W wyniku zdrady chana tatarskiego Islama III Gireja Chmielnickiego zmuszono do podpisania ugody z królem. W jej myśl Kozacy otrzymywali województwa czernihowskie, kijowskie i bracławskie w swą wyłączną administrację. Ponadto Rzplita zobowiązała się zwiększyć rejestr kozacki do 40 tys. Ponadto Tatarzy mogli bez żadnych przeszkód wziąć w drodze powrotnej na Krym tyle jasyru, ile tylko zdołają. Ugoda zborowska była tylko chwilą wytchnienia w czasie tej wyniszczającej wojny. Na początku 1650 roku zmarł lider stronnictwa pokojowego – kanclerz Ossoliński. Po jego śmierci wiadomo było, że stronnictwo wojenne przejmie inicjatywę i wymusi na królu twarde postępowanie z Kozakami. Tak też się stało.
W 1651 roku obie strony szykowały się do nowej wojny.
W grudniu 1650 roku sejm ustalił komput wojska na nową wyprawę wojenną. Według uchwały sejmu Korona miała wystawić 36 tys. żołnierzy, natomiast Wielkie Księstwo Litewskie 15 tys. Niespokojnie było na Wołyniu i Podolu, gdzie obie strony dopuszczały się naruszenia rozejmu. Zarówno Kozacy, jak i wojska koronne prowokowali się nawzajem do walki. W lutym 1651 r. hetman polny koronny Marcin Kalinowski ruszył na wyprawę przeciwko Kozakom, co formalnie oznaczało rozpoczęcie wojny. Po początkowych sukcesach, jakim było zdobycie Krasnego i zabicie kozackiego pułkownika Danyło Neczaja, wojska koronne bezskutecznie szturmowały Winnicę bronioną przez Iwana Bohuna. Kalinowski w końcu odpuścił. Hetman polny bardzo mocno przetrzebił swoją 12 tys. dywizję, za co był potem krytykowany.
Nie próżnował również Chmielnicki, który kołatał o pomoc po różnych europejskich dworach. Kozacy nadal sprzymierzeni byli z Tatarami. Przychylenie ku Chmielnickiemu spoglądała także Turcja i Moskwa. Hetman zaporoski wysłał także do Rzeczpospolitej swych agentów, którzy mieli agitować chłopstwo i robić na tyłach klasyczną dywersję (częściowo ta akcja się potem Chmielnickiemu udała).
13 kwietnia 1651 r. z Warszawy na wojnę wyruszył król Jan Kazimierz, który skonfliktowany był z częścią magnaterii. Król zraził do siebie np. podkanclerzego Hieronima Radziejowskiego, który był w ostrym konflikcie z monarchą. Jako punkt zborny, gdzie miało ściągać wojsko, obrano miejscowość Sokal. Król przybył tam 16 maja na czele 6 tys. żołnierzy. Z dnia na dzień wojska Rzeczpospolitej rosły w siłę. Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki przyprowadził ze sobą 7 tys. żołnierzy, po nieudanej wyprawie hetman Kalinowski zdołał zmobilizować pod Sokal 6 tys. żołnierzy, czyli połowę tego, co prowadził ze sobą na Podole. Do obozu codziennie przychodziły nowe oddziały zaciężne, pospolite ruszenie oraz oddziały prywatne. Liczne poczty przyprowadzili magnaci Litewscy. Z Wielkiego Księstwa szły głównie wojska zaciągu cudzoziemskiego. Rzeczpospolita zdobyła się na rekordowy wysiłek i wg najnowszych ustaleń Ivana Gavryliuka wystawiła 60-80 tys. armię (nie licząc czeladzi). Kampanii beresteckiej towarzyszyła również religijna egzaltacja, granicząca niemal z zabobonem. Jeszcze przed wyruszeniem z Warszawy Jan II Kazimierz odebrał od nuncjusza Giovanniego Torresa poświęcony miecz i kapelusz. Żołnierze Rzeczpospolitej wierzyli natomiast, że idą na świętą wojnę przeciwko „schizmatykom i pohańcom“. Stanisław Oświęcim zanotował w swym diariuszu, że
„A nie dziw było, albowiem na ten czas tak żarliwe w obozie nabożeństwo, że szopa królewska, w której na ołtarzu cudowny Najświętszej Panny stał zawsze obraz, we dnie i w nocy bez przestanku napełniona zawsze była towarzystwa, czeladzi i inszych różnych ludzi, nabożeństwa swoje z wielką odprawując pokorą“.
Strona kozacko-tatarska wystawiła armię liczniejszą, bo dochodzącą do 100 tys. żołnierzy. Wojska te były jednak słabiej uzbrojone od Polaków i Litwinów. O ile piechota zaporoska była wyśmienita i świetnie biła się zza wału czy taboru, o tyle jazda kozacka była bardzo słaba. Według francuskiego inżyniera Wilhelma Beauplana paruset polskich kawalerzystów potrafiło rozbić paru tysięczne oddziały zaporoskiej kawalerii. Dużą część wojsk kozackich stanowiła tzw. czerń, czyli krótko mówiąc, chłopskie pospolite ruszenie. Ludzie ci byli nie dość, że źle uzbrojeni (zazwyczaj w kosy, spisy, cepy czy kije), to jeszcze bardzo niekarni. Czerń dokonywała największych gwałtów i grabieży. Tatarzy posiadali bardzo dobrą i ruchliwą jazdę posługującą się łukami, rzadko który Tatar mógł pozwolić sobie na szablę, więc zazwyczaj uzbrojeni byli w kije do, których przywiązywano końskie czaszki. Tatarzy prócz wyższych dowódców nie nosili pancerzy, a byli odziani w zwykłe skóry. Chmielnickiemu podczas kampanii towarzyszyło wiele czarownic i szeptuch, tak więc i hetman zaporoski dał się ponieść mistycznej i religijnej egzaltacji.
15 czerwca dano rozkaz wymarszu z obozu. Jan Kazimierz, który zafascynowany był zachodnioeuropejską sztuką wojenną, wpadł na pewien pomysł. Każdy oddział miał przypisany do swego stanu jeden tabor. Monarcha nakazał generałowi artylerii Zygmuntowi Przyjemskiemu, aby ten kazał pomalować każdy wóz należący do danego taboru na jeden kolor, by było wiadomo, do jakiego oddziału należy. Ponadto każdy dowódca dostał wytyczne oraz schemat trasy, jaką miało poruszać się wojsko. Nie w smak były te nowinki konserwatywnemu hetmanowi wielkiemu koronnemu Mikołajowi Potockiemu, który stwierdził, że pchnie się nożem, gdy widział te dziwy. Armia toczyła się z mozołem na pola beresteckie. Tabory były załadowane po brzegi, a najwięcej przepełnione były te, które prowadziło ze sobą pospolite ruszenie. Ludwik Kubala wyliczył, że pod Beresteczko mogło ciągnąć nawet pół miliona wozów i tyleż koni do nich zaprzęgniętych! Bardziej stonowane wydają się obliczenia Konstantego Górskiego, który twierdził, że wojsko prowadziło 130 000 – 150 000 pojazdów. Niestety odnowił się konflikt na linii król – Radziejowski. Podkanclerzy był pierwszym krytykiem prowadzenia kampanii przez króla, ponadto Radziejowski twierdził, że Jan Kazimierz ma romans z jego żoną. Za karę król odsunął podkanclerzego od rady wojennej, jednak tuż przed samą bitwą Radziejowski został przywrócony do łask. Konflikt między nimi cały czas jednak się tlił.
19 czerwca armia Rzplitej podeszła nad rzekę Styr i stanęła obozem między Beresteczkiem, a Strumielcem. Po dwóch dniach odpoczynku 22 czerwca rozpoczęto przeprawę przez Styr, gdzie jako pierwsza przechodziła piechota cudzoziemskiego zaciągu. 23 i 24 przeprawiła się jazda oraz piechota polsko-węgierska. Dużo problemów przysparzali królowi pospolitacy, którzy zamiast słuchać rozkazów królewskich, zaczęli politykować. Już wcześniej pod Sokalem Jan Kazimierz musiał mocno namawiać ich, by wyszli z obozu. Podczas przeprawy przez rzekę szlachta stwierdziła, że zamierza obrać sobie generalissimusa, jeśli król nie zechce obozować razem z nią. Król spacyfikował pospolite ruszenie wymownym milczeniem. Warto dodać, że dowództwo koronne wydzieliło kilka chorągwi, by wróciły do Rzeczpospolitej, gdzie zaczęły się chłopskie ruchawki. Agenci Chmielnickiego działali w Wielkopolsce i na Podhalu, gdzie górale pod wodzą Aleksandra Kostki-Napierskiego oblegli Czorsztyn.
25 czerwca zakończono żmudną i trudną przeprawę przez Styr i armia Rzplitej stanęła wreszcie pod Beresteczkiem, gdzie wyczekiwano Chmielnickiego i chana Islama III Gierja. Romuald Romański tak opisuje teren, na którym toczyć się miała bitwa:
„Był to rejon, jeśli chodzi o walory turystyczne bardzo piękny, wyżynny i górzysty, porośnięty (w połowie XVII wieku) gęstymi lasami, poprzecinany licznymi rzekami i rzeczkami. Nie brakowało też głębokich jarów o stromych, nierzadko skalistych brzegach“.
Zacytujmy jeszcze wyżej wspomnianego Stanisława Oświęcima, który krytykował króla za rozkaz urządzania manewrów w trakcie przeprawy przez Styr:
„Atoli się to dworskim pochlebcom pięknie o dość dobrze widziało, lubo żołnierzowi nie barzo, dla utrudzenia im wtenczas srogiego i koni ich, coraz to inaczej chorągwie stawiając i z miejsca na miejsce przemieniając w dzień bardzo gorące“.
Jan Kazimierz wiedział jednak co robi, nakazując wojsku te uciążliwe ćwiczenia. Wojsko zaczęło budować obóz, gdzie czekano na wroga. Rozstrzygnięcie miało paść już za parę dni.
W środę 28 czerwca 1651 roku uroczystą mszę świętą w polskim obozie przerwała wiadomość, że Tatarzy przeprawiają się nieopodal Korytna. Wysłany na rekonesans książę koniuszy litewski Bogusław Radziwiłł wraz z jego rajtarią został zaskoczony przez czambuły, które rozlały się po okolicy, paląc wsie. Zaczęły ustawiać się również wojska koronne, które wyszły przed obóz. Król wraz z częścią dragonii, jazdy, artylerii i pospolitego ruszenia stanął w centrum. Prawe skrzydło zajął hetman wielki koronny Potocki, a lewe hetman polny koronny Kalinowski oraz ks. Jeremi Wiśniowiecki. Mimo iż król próbował sprowokować ordę do ataku na czoło polskich pozycji, Tatarzy ograniczyli się tylko do hałłakowania i zapraszania polskich żołdaków do harców. Po południu król zezwolił harcownikom na potyczkę z Tatarami. Harce nie były pomyślne dla Tatarów, Polacy byli bowiem wyśmienitymi szermierzami i wielu ordyńców wzięli do niewoli. Zdenerwowani Tatarzy uderzyli więc czambułem i spędzili ochotników z pola bitwy. Widząc to, Polacy dokonali kontruderzenia. Na czambuły runęły chorągwie Aleksandra Koniecpolskiego i Jerzego Lubomirskiego. Była to głównie husaria oraz jazda pancerna. Kawalerzyści szarżowali trzykrotnie, ale Tatarzy nie dawali łatwo się rozbić. Oświęcim w swym diariuszu zanotował, że
„Tak daleko wymknęli się od wojska, że ich niepodobna było posiełkować, czym tym bardziej nieprzyjaciel wszytkę potęgę na nich wywarł“.
Po nieudanym natarciu polskiej jazdy Tatarzy zwrócili się ku lewemu skrzydłu, któremu w sukurs przyszedł Stefan Czarniecki oraz pospolite ruszenie. Po przeszło godzinnej walce udało się spędzić ordyńców z pola walki. Straty tatarskie były jednak niewspółmiernie małe do podjętego przez Polaków wysiłku. Według obliczeń Romańskiego w pierwszym dniu walk Tatarzy stracili około 100 wojowników, nie są natomiast znane straty polskie. O godzinie 22:00 Polacy zadowoleni wrócili do obozu. Inne nastroje panowały w obozie sprzymierzonych. Chmielnicki liczył, że Jan Kazimierz ruszy się z obozu, a on i chan zaskoczą go podczas przeprawy przez rzekę, tak jak 2 lata wcześniej pod Zborowem. Pozostanie króla w obozie, pokrzyżowało misterny plan hetmana zaporoskiego.
W czwartek 29 czerwca około godziny 8:00 polskich żołnierzy zaskoczyły strzały armatnie oraz palba z muszkietów. Okazało się, że zaatakowano dragonów, którzy bronili przeprawy nieopodal Korytna. W pole wyprowadzono jazdę, natomiast piechota Krzysztofa Houwaldta oraz artyleria Zygmunta Przyjemskiego obsadziły obozowe wały. Około godz. 10:00 przed dragonami pojawiły się 60 tys. siły kozacko-tatarskie. Kozacy tradycyjnie prowadzili ze sobą tabor zza którego razili ogniem żołnierzy królewskich. 45 tys. tych sił stanowiło zgrupowanie jazdy kozacko-tatarskiej, co jak na tamte czasy było liczbą rekordową. Przeciwko tym siłom wyszły polskie oddziały zaciężne oraz pospolite ruszenie. 29 czerwca 1651 roku odbyła się największa bitwa kawaleryjska XVII wieku. Tatarzy i Kozacy zaczęli przeprawiać się przez Płaszówkę, około 13:00 na pole bitwy przedostały się ostatnie ich oddziały. Tatarzy podobnie jak w dniu poprzednim zaprosili Polaków do harców. Koroniarze chętnie skorzystali z okazji. Około godziny 11:00 Stanisław Rewera Potocki i Stanisław Lanckoroński (późniejsi hetmani polny oraz wielki) silnym uderzeniem jazdy spędzili harcowników z pola oraz czambuł, który formował się na wzgórzu na wprost polskiego obozu. Polacy nie podjęli jednak dalszej pogoni z obawy na zasadzkę zastawioną przez spieszoną jazdę zaporoską. Polacy myśleli, że po wycofaniu się Tatarów ze wzgórza bitwa została skończona. Radość była jednak przedwczesna. Tatarzy zagrali na piszczałkach znak do ataku, wzmocnili ich Kozacy. Atak ten wymierzony był w lewe skrzydło wojsk koronnych, które nastąpiło naprzód. Centrum oraz prawe skrzydło trwały nieruchomo na swych pozycjach. Potężne uderzenie oraz ostrzał z łuków spowodował, że sytuacja na lewym skrzydle pogarszała się z minuty na minutę. Na pomoc zaatakowanym oddziałom przyszedł Rewera Potocki, Tatarzy nie dali jednak za wygraną i uderzyli na pułki znajdujące się w centrum. Ordyńcy przełamali opór wojsk koronnych i jęli atakować obóz, jednak tam przywitał ich ogień polskiej piechoty, która broniła szańców. Związanie Tatarów walkami w centrum pozwoliło Wiśniowieckiemu znajdującemu się na lewym skrzydle pójście w sukurs walczącej w centrum piechocie. Ponadto z prawego skrzydła uderzył hetman Potocki oraz inni dowódcy, którzy odparli Tatarów. Niestety Polacy po raz kolejny zapędzili się w gonieniu wroga i dali się otoczyć się przez nieprzyjaciół. Szczególną odwagą popisał się Czarniecki, którego chorągiew poniosła jednak znaczne straty. Z pomocą znowu przyszedł Jeremi Wiśniowiecki, dzięki któremu otoczone polskie chorągwie wydostały się z matni. Część sił kozacko-tatarskich chciała wykorzystać lukę, która powstała między prawym skrzydłem a centrum i tam skierowała swe siły. Atak ten odparł wojewoda bracławski Stanisław Lanckoroński oraz pospolite ruszenie. Około godziny 16:00 walki ucichły. Niestety ten dzień nie był dla Polaków zbyt korzystny. Poległo wielu dowódców oraz jak twierdzi Albrycht S. Radziwiłł 300 żołnierzy, ponadto oficerowie działali na własną rękę bez ustalonej koncepcji prowadzenia walki. Straty tatarsko-kozackie szacował Oświęcim na 1000 ludzi. Widząc zamieszanie i chaos w poczynaniach polskich oficerów, Jan Kazimierz przy poparciu Czarnieckiego, Houwaldta oraz Bogusława Radziwiłła postanowił następnego dnia przyjąć wariant ofensywny i wyprowadzić całe wojsko z obozu. Król chciał tym samym spróbować zadać Kozakom i Tatarom decydujący cios. Mimo sukcesu sprzymierzonych chan niezbyt przychylnie patrzył na poczynania Chmielnickiego, przeto hetman zaporoski znowu nie mógł być pewien swego sojusznika. O 2:00 w nocy w obozie polskim odbyła się msza, a po niej narada, na której myślano jak ustawić wojsko. Kozacy natomiast pod osłoną nocy przeprawili wszystkie swe siły przez Płaszówkę.
O decydującym dniu 30 czerwca Albrycht S. Radziwiłł napisał w pamiętniku, że
„Nadszedł więc upragniony dzień, w którym los religii katolickiej, Rzeczpospolitej, króla i żeby prawdę powiedzieć, całego chrześcijaństwa zawisł od beresteckich pól“.
Od samego rana trwało ustawianie wojsk polskich, którym kierował Jan Kazimierz. Pola beresteckie spowite były gęstą mgłą. Król postanowił zastosować wariant holenderski i ustawił wojsko w tzw. szachownicę, która polegała na tym, że ustawiono na przemian oddziały jazdy i piechoty, by w każdej chwili mogły się one wesprzeć. Tego dnia Jan Kazimierz miał do dyspozycji od 35 do 40 tys. żołnierzy zaciężnych oraz prywatnych i tyleż pospolitego ruszenia. W centrum ustawiono wojsko zaciągu cudzoziemskiego wzmocnione przez husarię, na skrzydłach król umieścił resztę jazdy. Prawym skrzydłem dowodził Stanisław Lanckoroński (wskutek niedyspozycji hetmana wielkiego), natomiast lewym hetman polny Marcin Kalinowski, a de facto ks. Jeremi Wiśniowiecki. Artylerię Przyjemskiego umieścił król w centrum. W drugiej linii na prawym skrzydle stanął ks. Bogusław Radziwiłł, na lewym zaś Krzysztof Houwaldt. Drugą linię centrum stanowiła rajtaria oraz piechota polsko-węgierska i husaria Jana Kazimierza oraz krajczego Tyszkiewicza. W trzeciej linii król ustawił swoją gwardię. Rezerwę tworzyła rajtaria elektora brandenburskiego, natomiast w obozie pozostawiono 3 tys. piechurów. Konstanty Górski twierdzi, że wojsko polskie ustawiło się na długości aż 4,5 km. Około godziny 10:00 wreszcie opadła mgła i sprzymierzeni zobaczyli wojsko Jana Kazimierza w pełnej krasie. A musiał być to widok imponujący. Naprzeciw Kozaków i Tatarów stała husaria ze swymi długimi kopiami i lśniącymi zbrojami, piękna radziwiłłowska rajtaria, najeżone pułki pikinierów oraz groźne paszcze polskich armat. Oba wojska wykonały ruch do przodu, Tatarzy tradycyjnie zaprosili Polaków do harców, jednak polscy dowódcy zakazali ich pod karą śmierci. Przez niemal 2 godz. armie stały w bezruchu, tylko Przyjemski od czasu do czasu strzelał do kręcących się w pobliżu polskich pozycji Tatarów.
Około 15:00 impas przerwał Jeremi Wiśniowiecki, który za pośrednictwem Zygmunta Denhoffa spytał króla, czy ten da mu zezwolenie na atak. Jan Kazimierz ochoczo przyjął propozycję księcia. Wiśniowiecki uderzył na skrzydło kozackie na czele 2 tys. kawalerzystów. Szarża prowadzona przez Wiśniowieckiego musiała wyglądać bardzo imponująco. Sam książę pędził podobno bez żadnego pancerza, z gołą głową i szablą w ręku. Kozacy próbowali odeprzeć atak kniazia, jednak uderzenie polskiej jazdy było straszliwe, ponadto Jaremę wsparły chorągwie Stanisława Rewery Potockiego i Jana Szczawińskiego. Po rozbiciu Kozaków jazda polska zaczęła oblegać tabor. Krytyczną sytuację Kozaków uratowali Tatarzy pod wodzą Nuradyna, którzy odrzucili polską kawalerię oraz pospolite ruszenie ziemi krakowskiej. Widząc, że Wiśniowiecki łamie się, Jan Kazimierz kazał uderzyć części radziwiłłowskiej rajtarii oraz pospolitakom z ziemi sieradzkiej i łęczyckiej. Kontratak ten pozwolił Jaremie na przegrupowanie wojska i uderzenie na tyły Tatarów. Ponadto dobrą robotę wykonywał Przyjemski, który raził armatami Kozaków i Tatarów. Jan Kazimierz postanowił wykorzystać pułki znajdujące się w centrum, zachęcając żołnierzy słowami
„albo razem z wami zwycięzcą z pola powrócę, albo razem z wami zginę“.
Niesubordynacją wykazał się Stanisław Lanckoroński, który odmówił ataku z prawego skrzydła, tłumacząc królowi, że Kozacy przygotowali zasadzkę. Piechota z centrum podeszła wystarczająco blisko i dała salwę w tatarskie szeregi. Brat chana Amurat zorientował się, że piechota przyszła w sukurs Wiśniowieckiemu i skierował na nią uderzenie swoich wojsk. Tatarzy zostali jednak powstrzymani ogniem dział i muszkieterów oraz dragonów. Wiśniowiecki wsparty przez piechurów niestrudzenie atakował piechotę zaporoską, natomiast piechota polska sukcesywnie, choć powoli zdobywała teren i podchodziła pod wzgórza, gdzie stali sprzymierzeni. Powstała jednak luka, w którą uderzył Nuradyn i zmusił Wiśniowieckiego do odstąpienia od ataku na pozycje Kozaków. Szarże Nuradyna załamały się jednak pod ogniem muszkieterów. W trakcie artyleryjskiego ostrzału jedna z kul o mało nie zabiła chana Islama III. Przeraziło to tatarskiego monarchę, ponadto Wiśniowiecki znowu przegrupował swoje wojsko i uderzył w centrum wojsk tatarskich. Ruszyło się również prawe skrzydło, które rozbiło tylną straż tatarską. Przerażony Islam III, widząc rzeź swojej armii oraz śmierć wielu krewnych postanowił uciekać. Rejterada chana z pola walki była przypieczętowaniem losu armii kozackiej. Chmielnicki dogonił go i próbował namówić, aby nie uchodził z pola walki. W odpowiedzi Islam III kazał podobno pojmać hetmana zaporoskiego. Na polu bitwy został teraz kozacki tabor, do którego uciekali rozbici Zaporożcy. Polacy zadali Kozakom duże straty i odepchnęli w stronę Płaszówki. Właściwa bitwa była skończona. Przez 3 dni wojsko polskie straciło około 700 ludzi. Są to straty bardzo małe, zważywszy na to, że polscy dowódcy często popadali w duże kłopoty i zapędzali się w głąb pozycji nieprzyjaciela. W nocy z 30 czerwca na 1 lipca spadł ulewny deszcz. Jan Kazimierz obawiał się, że Tatarzy mogą wrócić na pole walki, więc całą noc (mimo rany nogi oraz ulewy) spędził na koniu, bacząc czy wróg nie szykuje się do kontrataku. Zmęczone, ale szczęśliwe wojsko polskie zasnęło na gołej ziemi. Na szczególną pochwałę zasłużył król, którego taktyka szachownicy okazała się kapitalnym rozwiązaniem. Takie ustawienie wojsk sprzyjało współpracy wszystkich formacji biorących udział w bitwie.
Mimo rozbicia sił kozacko-tatarskich pozostał jeszcze tabor, którego zmęczone wojsko nie chciało atakować od razu. Tylko artyleria Przyjemskiego utrudniała życie Kozakom. Sami mołojcy byli między sobą podzieleni. Dowództwo nad obroną taboru przejął płk Filon Dziedziała. Część Kozaków, w szczególności starszyzna chciała porozumieć się z Janem Kazimierzem. O ugodzie nie chciała natomiast słyszeć czerń oraz szeregowi Kozacy. 4 lipca wojska zaciężne wznowiły oblężenie taboru, walki odmówiło natomiast pospolite ruszenie, które bardzo dzielnie stawało w bitwie beresteckiej. Niestety słaby autorytet Jana Kazimierza wśród szlachty spowodował, że pospolitacy zaczęli myśleć o powrocie do domów. Do tego doszła destrukcyjna działalność Radziejowskiego, który zbuntował przeciwko monarsze szlachtę. Po paktach między Kozakami a królem dowodzenie w taborze przejął płk Iwan Bohun. Nie udało się nakłonić Zaporożców do kapitulacji. 10 lipca około godziny 10:00 w taborze wybuchła panika, ponieważ myślano, że Bohun uchodzi z pola walki. Na to tylko czekali Polacy, którzy rzucili się na uciekających Kozaków i dokonali na nich masakry. W wyniku pościgu oraz paniki zginęło około 30 tys. Zaporożców. Wydawało się, że los Bohdana Chmielnickiego został przypieczętowany.
6 lipca, podczas gdy Polacy oblegali kozacki tabor, hetman litewski Janusz Radziwiłł rozbił pod Czernichowem oddziały płk Nebaby i na początku sierpnia wszedł do Kijowa. Na tym w zasadzie powinien nastąpić początek końca Chmielnickiego. Tak się jednak nie stało. Niestety pospolite ruszenie pod wodzą Marcina Dębickiego odmówiło dalszej walki i pod wrażeniem wieści z Podhala wróciło do domów. 18 lipca zniechęcony Jan Kazimierz powrócił do Warszawy, składając dowództwo na ręce hetmana wielkiego Mikołaja Potockiego. Hetman ruszył na czele wojska, które mimo świetnego zwycięstwa było zmęczone i nie wierzyło w dalszy sukces. Ciosem dla żołnierzy była niespodziewana śmierć Jeremiego Wiśniowieckiego, który zmarł w obozie pod Pawłoczą wskutek zatrucia pokarmowego. Potocki nie potrafił również współdziałać z Januszem Radziwiłłem. 23 września stoczono potyczkę pod Białą Cerkwią, jednak jak stwierdził Potocki, jedyne, na czym mu zależy to pokój. Tak też się stało. Pod Białą Cerkwią podpisano ugodę korygującą tę sprzed dwóch lat podpisaną pod Zborowem. Kozacy otrzymywali we władanie tylko królewszczyzny w województwie kijowskim, a rejestr kozacki zmniejszono do 20 tys. Jak zapewne czytelnik się domyślił, porozumienie to było bardzo kruche. Chmielnickiego nie dobito w najbardziej odpowiednim momencie i to zemściło się na Polakach rok później. Kozacy i Tatarzy urządzili wojsku koronnemu krwawy odwet po bitwie pod Batohem, gdzie w bestialski sposób wymordowano wielu żołnierzy oraz oficerów koronnych. Chmielnicki odniósł również częściowy sukces, wysyłając swych agitatorów do Rzeczpospolitej. Mimo że hetmanowi zaporoskiemu nie udało się wywołać powszechnego anty szlacheckiego powstania chłopskiego (bo i chłopi w Rzplitej wcale tak tragicznego losu nie mieli), to jednak zdołał doprowadzić do tego, że część pospolitaków wróciła do domów zaniepokojona, tym co się dzieje w ich majątkach. Można tylko żałować, że Rzeczpospolitej nie udało się rozbić powstania kozackiego po bitwie beresteckiej. Kozacy bowiem niemało napsuli krwi kolejnym polskim monarchom.
Bibliografia
Gawęda M., Od Beresteczka do Cudnowa. Działalność wojskowa Jerzego Sebastiana Lubomirskiego w latach 1651-1660, Zabrze 2014
Gavryliuk I., Niewygrana wojna. Sztuka wojenna Bohdana Chmielnickiego i innych dowódców kozackich w latach 1648-1651, Oświęcim 2019
Kersten A., Stefan Czarniecki 1599-1664, Lublin 2006
Kubala L., Szkice historyczne, Lwów 1923
Pieńkos Z., Kampania Ukraińska 1651 roku. Od Krasnego do Białej Cerkwi, Zabrze 2018
Podhorodecki L., Sicz Zaporoska, Warszawa 1978
Romański R., Beresteczko 1651, Warszawa 1994
Serczyk W., Na płonącej Ukrainie. Dzieje Kozaczyzny 1648-1651, Kraków 2008
Tomkiewicz W., Jeremi Wiśniowiecki (1612-1651), Oświęcim 2019
Wasilewski T., Ostatni Waza na polskim tronie, Katowice 1984
Widacki J., Kniaź Jarema, Katowice 1984
Wójcik Z., Jan Kazimierz Waza, Warszawa 2006